niedziela, 5 lipca 2015

Rozdział 5 - Obietnica



-Los bywa okrutny...", pomyślał Bill.Wspomnienia nacierały na niego.Bliźniaki były tak podobne do jego ukochanej, szczególnie Dipper.Mimo, że był chłopcem miał w sobie więcej prababki niż siostra.Ona nie była tak zamknięta w sobie i nieufna, wręcz przeciwnie.Mabel była wulkanem energii!Ufała prawie każdemu i nie potrafiła się skupić na jednej, określonej czynności.
Nie umiała tak zaleźć za skórę jak ten wredny, Little Pine Tree!Ten który krzyżowała plany Ciphera, ten który był przeszkodą na jego drodze i jego największą słabością...ponieważ spoglądając w jego oczy demon dojrzeć potrafił swą wyblakłą duszę, a właściwie jej resztki...to co po niej zostało.Wstrętny, obrzydliwy wrak, którym był on sam.
***
Gdy jutrzenka rozjaśniła niebo powieko siedemnastolatki wystrzeliły w górę.Ten dzień był wyjątkowo radosny, słoneczne promienie grzały jej skórę.Po nieboskłonie nie płynęła ani jedna chmurka, a wszechobecny zapach kwiatów polnych wydawał się wyraźniejszy niż zwykle.
Dziewczyna zakryła dłonią usta gdy po otwarciu szafy ujrzała piękną, złotą suknię na której leżała mała karteczka.Od razu przeczytała wiadomość.
"Twój uśmiech jaśnieje światłem tysiąca słońc,
a twój śmiech jest niczym śpiew syreny kuszącej żeglarzy.
Chcę oddać ci wszystko bo bądź, co bądź...
Twe serce od dawna mi się marzy...
Ukoronujmy spotkaniem ten dzień,
niech kłania się przed nami świat,
tam gdzie księżyc góruje od tysięcy lat..."
-Matko przenajświętsza...-Długowłosa uroniła łzę szczęścia.Założyła jedną ze swych starych sukien by nie budzić kontrowersji.Poza tym pragnęła by pierwszą osobą jaka ją ujrzy w złocie będzie jego właściciel.
Zamknęła garderobę i popędziła i zaczęła się czesać.Miasteczko to było nieco...zacofane w stosunku do reszty świata.Dzieliło ich około sto lat różnicy, czemu?Tego nikt nie wiedział.To trochę jak jakaś magia...Miasteczko było odizolowane od świata, nikt nie przyjeżdżał i nikt nie wyjeżdżał.Najnowszym cudem techniki był tu telefon, a mowa wydawała się...średniowieczna.Jednak nikomu to nie przeszkadzało, mieszkańcy żyli w zgodzie z naturą, wszyscy prócz Northwestów.Oni zawsze przechwalali się technologią, opowiadali o wojnie...właśnie.Bitwy co dziwne omijały tą miejscowość, były jakby odrzucane polem siłowym.Zawsze nad tym myślała, interesował ją świat poza...jednak matka nie pozwalała jej wyjechać.Poszła pomóc przy śniadaniu.Zastanawiała się czy nie byłoby lepiej uciec z domu i żyć jak reszta społeczeństwa...Nagle napadła ją przerażająca myśl - okno było otwarte, przeszedł przez nie Bill...a co by było gdyby zrobił to ktoś inny?Mógł to być morderca, złodziej...Skusiła los!
"Oh, niemądra!Niemądra...Co byś zrobiła gdybyś obudziła się bez grosza przy duszy?Lub w cale...?", była bliska płaczu..."Jak można być aż tak nieodpowiedzialnym?!", skarciła się w duchu.
Westchnęła ze swojej bezradności i obrzuciła smutnym wzrokiem siwą, uśmiechniętą kobietę.Nie darowałaby sobie gdyby przez jej niekompetencje ona ucierpiała...
Cały ranek zadręczały ją ponure wizje, a dzień zapowiadał się tak pięknie!
Po obiedzie złapała za płaszcz i schowała pod nim suknie.
Pospiesznym krokiem popędziła do miejsca nad którym nocą wisi księżyc...pod stara sekwoje.
Mężczyzny nie było jeszcze na miejscu, co Pieceheart wykorzystała.Zrzuciła z siebie łachmany i powoli zaczęła zakładać na siebie szykowną suknię, ostrożnie - jakby bała się, że chwila nieuwagi, a strój leżałby w strzępach.Nagle poczuła, że ktoś zapina jej suwak na plecach.Spąsowiała, wiedziała kim była ta jakże "pomocna" osoba.
-Pięknie wyglądasz Alisho...podkreśla twój kolor oczu.Takie ubrania noszą teraz kobiety...proste.Szykowne...bez zbędnych kokard i ozdób...jednak uwydatniające sylwetkę.Kocham w ludziach ich pomysłowość.-Objął ukochaną od tyłu, suknia opinała się ciasno wokół jej smukłej talii i kobiecych krągłości.
-D-dziękuję.-Wydukała zakłopotana.Nie wiedziała czy jest szczęśliwa czy wściekła.Przecież on mógł zobaczyć ją nago!Mimo tego jego słowa były takie miłe i ciepłe...i mogła dowiedzieć się czegoś o "normalnych" ludziach.
-Nie ma za co...chciałem ci coś pokazać.Ostatnio wspominałem, że ten las jest nieciekawy?Mówiłem prawdę...jest nieciekawy jeśli ma się zamknięte oczy...pomogę ci je otworzyć.-Rzekł z tajemniczym uśmiechem.
-Co chcesz przez to powiedzieć?-Uniosła brew.
-To...-Wpił się w jej usta.Ona chciała się wyrwać z jego uścisku lecz był zbyt silny.Zamknęła oczy, gdy je otworzyła zauważyła, że jego skóra lekko promieniuje złotem.Jego oko było teraz wściekle błękitne.
-C-co się stało?-Zapytała.
-Teraz widzisz wszystko to co ja widzę...widzisz prawdę.-Odrzekł.Usłyszała szelest, zza krzaków wyskoczył królik, który po chwili zaczął zmieniać swój wygląd...to był gnom.Siedemnastolatka pisnęła.Cipher przytulił ją.-Ni bój się...-Szepnął jej do ucha.
-Nie boje się...to jest przepiękne...ale im ty jesteś?-To pytanie uderzyło w niego ze zdwojoną siłą.-Czarodziejem?
-Raczej...demonem.-Po tych słowach uśmiech zrzedł na jej ustach.Odsunęła się od niego.-Proszę, My Lady...nie chcę zrobić ci krzywdy...Prawdą jest, że ma natura nie jest ludzka, lecz ja też potrafię kochać!-Rzekł smutnym głosem i złapał jej dłoń.Przyłożył ją do swojej piersi.-Nie czujesz, że moje serce bije?Jesteś mą miłością Alisho!Od dnia twoich narodzin obserwowałem cię, wiem, że ty też darzysz mnie sympatią!-Zbliżył swoje usta do jej lica.
-Od dnia moich narodzin, mówisz?-Schowała twarz w jego ramionach.Czy to prawda, że słyszała kiedyś jego głos i widziała oblicze...?
--Twoja matka była martwa, miałaś dołączyć do niej u bram niebios...moje serce krajało się, gdy to obserwowałem.Postanowiłem pomóc tej niewinnej istotce...Zaniosłem ja do najbliższej chaty i od tego czasu ją obserwowałem pod przysięga, że jeszcze się spotkamy.Dotrzymałem obietnicy.-Skończył i uśmiechnął się delikatnie.
***
-Więc ocaliłeś mnie?-Kąciki ust Pieceheart uniosły się nieznacznie.Rozmówca przytaknął.Od tamtej pory kochankowie żyli wspólnie w sekrecie.Ich zauroczenie kwitło niczym krzew róży.
Bill spełniał życzenia ukochanej, a ona miłowała go ponad siebie.Całe dnie przesiadywali na leśnej polance.Po pewnym czasie z prośby piwnookiej las stał się domem różnych stworów...teraz tylko były one widoczne dla każdego.
Nie ważne czy to krasnal czy też smok...
Wszystko zmieniło się gdy przybrana matka młodej kobiety postanowiła wydać ją za mąż.Jej małżonkiem miał zostać zamożny malarz.
-Ja go nie kocham!-Krzyknęła.
-On może ci zapewnić godne życie!-Pięćdziesięciolatka nie miała zamiaru się poddawać.Na Boga!Czy jej córka nie rozumiała, że ona chce dla niej jak najlepiej?
-Ale ja mam już narzeczonego!-Poczerwieniała.Źrenice jej matki rozszerzyły się.
-C-co?-Zdziwiła się.Czy ona o wszystkim dowiadywała się ostatnia?
-Ja i Bill zamierzamy się pobrać!-Rzekła głosem nieznającym sprzeciwu.
-Kim jest ten mężczyzna?-Spytała siwowłosa.
-Dowiesz się w swoim czasie!
-Jeśli nie masz zamiaru odpowiedzieć swojej matce, dobrze!W takim razie wydam cię już jutro!-Postanowiła staruszka.
-Mamo?!Nigdy się na to nie zgodzę!-Partnerkę demona zamknięto na strychu.Padła z płaczem na łoże.Nie chciała kochać nikogo innego jak tylko Ciphera...Jej policzki były mokre, musiała coś zrobić!Ale co...?Została uwięziona.Nie miała szansy na ucieczkę.Mogła tylko czekać do dnia jutrzejszego...
Dream Daemon czekał na nią...Jednak nie przychodziła.Następnego dnia także...i następnego...w końcu postanowił złamać daną jej wcześniej obietnice i pójść do jej domu.Nie zastał jej, jednak dowiedział się, że ona...ma już kogoś.Wściekł się i popędził do jego posiadłości.Gdy ukochana go zobaczyła rzuciła mu się w ramiona z płaczem co wyraźnie nie spodobało się człowiekowi stojącymi w drzwiach.
-Nie udało mi się...przegrałam...Już nie mogę być twoja!-Piszczała.
-Ciii...nic się nie stało!Zlikwiduje tego człowieka...i będziesz wolna.-Zamruczał blondyn.
-Oskarżą cię o morderstwo...-Wyszeptała.
-To zwykli ludzie...nic mi nie zrobią.-Odparł.I zrobi to.Ukrywali to przez kilka miesięcy aż pewnego dnia kobieta zaczęła rodzić...to było dziecko martwego człowieka.Nie było innej opcji.Trzeba było ją zabrać do lekarza.Gdy spytał złotookiego gdzie ojciec on odparł : "Przewraca się w grobie".
-A co się stało?-Zmarszczyła brwi położna.
-Zabiłem go.-Zaśmiał się zażenowany demon.
Nie spodziewał się, że może mu coś się stać...to był jego błąd.Ledwo uniknął śmierci, polano go wodą święconą i pozostawiono umierającego z nadzieją, ze wyzionie ducha...
Szatynka została spalona na stosie, a w ostatnich słowach obiecała, że nie wybaczy mieszkańcom Gravity Falls.Palona była na balach ze ściętej sekwoi...Nazwano ją Alishą Pines - wiedźmą leśną czy też złą driadą.Zrodzona i zgładzona pod sosną...jej potomek przeżył....Gdy demon i jego partnerka, ci którzy utrzymywali magię tej ziemi w ryzach odeszli, potwory zbuntowały się przeciw istotą ludzkim...
***
-Czas mojej zemsty nadchodzi.Rozerwę dla ciebie wrota piekieł i niebios!My Lady...będziesz jednak musiała się dowiedzieć, że wraz z tobą spłonęła ma dusza...-Błękitny płomień spowił zdjęcie...Zmieniło się w popiół.
W jego złotych oczach lśniła furia, pamiętał wszystkie z upojnych dni spędzonych wspólnie z lubą...
Westchnął, wiedział, że jego plan może się nie powieść, lecz zawsze warto próbować, prawda?
Akceptował skutki przegranej...ale rozumiał, że gdy stracił okazję, która może już się nie powtórzyć.Zacisnął dłoń w pięść.Musiał po prostu uważnie obserwować i czekać.Bo wiedza jest kluczem do sukcesu!