wtorek, 26 lipca 2016

Rozdział 11 - Historia Lubi Się Powtarzać (Finał, część 4 z 5)

Podróż trwała już ponad trzy dni, tak przynajmniej się wydawało Dipperowi, nie znał się on na czasie tej planety.
Włóczył się leniwie za Billem, wsłuchując się w jego marudzenie.
- Jak ja nienawidzę piachu, jest wszędzie, nie ma chyba wymiaru, w którym nie byłoby tego irytującego czegoś. - Biadolił, a jego głos był przytłumiony przez szal, którym owiniętą miał twarz.
Szatyn przewrócił oczami.
- To twoja wina, sam chciałeś iść przez pustynię. - Rzekł wzruszając ramionami, wysoka temperatura i wpadający do ust i pod powieki piasek mu nie przeszkadzał, to była zdaniem Billa wina Demonifikacji.
Młodszy z nich dziwił się, przecież Cipher odczuwał nieprzyjemne warunki.
- Jak to działa? No...to, że mi to nie sprawia problemu, a tobie tak...nie powinno być na odwrót? - Uniósł brew, przecież to jego rozmówca powinien mieć większą odporność na trudne warunki.
Blondyn zaśmiał się.
- Nie, nie, nie! Źle to rozumiesz, myślisz zbyt ludzko...to, że w twoich żyłach krąży moja krew nie oznacza, że twoje umiejętności będą takie same...energia to energia, dostosowuje się do każdej istoty indywidualnie, jej się nie dziedziczy czy coś. - Wyjaśnił nie odwracając się w jego stronę. - Z moich obserwacji wynika, że twoja wytrzymałość zwiększyła się kilkunastokrotnie, możliwe, że będzie rosnąć stale. - Dodał.
- Wytrzymałość? - Zdziwił się.
- Tak, idziemy już dość długo nawet jak dla mnie, a ty nie wydajesz się być zmęczony, odczuwać pragnienia czy bólu...a te prowizoryczne środki znieczulające powinny już od dawna nie działać. - Uśmiechnął się nieznacznie i poprawił czarny szalik.
- F-faktycznie... - Przypomniał sobie o ohydnych środkach, którymi faszerował go demon, wzdrygnął się.
Szli przez chwilę w ciszy, aż jednooki przerwał ją by powiedzieć co mu leży na sercu.
- Muszę ci się do czegoś przyznać, Pine Tree... - Spochmurniał.
Pines podniósł na niego wzrok, obaj się zatrzymali.
- O co chodzi? - Przełknął ślinę, to musiało być coś poważnego.
Innowymiarowiec spojrzał na niego swoim jednym, złocistym okiem i osunął z twarzy okrycie, ściskał je teraz w lekko zaciśniętej dłoni.
- Ja...nie mam forsy na zapłacenie za twoją protezę... - Odwrócił wzrok zażenowany.
- Jak to..."nie masz"?! - Wściekł się. - Więc po co tyle idziemy?! - Złapał go za kołnierz.
- Hej, hej! Uspokój się, Młody! Będziesz miał tą rękę! - Położył mu dłoń na głowie i odepchnął go. - Ta kobieta pracuje nie tylko za kasę! - Wyjaśnił.
Trzynastolatek zdębiał.
- Co masz przez to na myśli? - Spąsowiał i przygryzł wargę swoimi żyletkowymi kłami próbując poskromić wyobraźnię.
- Na pewno nie to co ty, napaleńcu! - Walnął go w tył głowy otwartą dłonią. - Ogarnij się bo jeszcze ci stanie i będzie siara.
- Aua! Za co to było?! I dostaniesz kiedyś po mordzie za ten tekst! - Warknął łapiąc się za potylicę. - Nie ważne... - Przeczesał średniej długości, ciemne włosy palcami. - Więc jakiego rodzaju zapłaty będziemy mogli jej udzielić?
- Ona lubi...robić eksperymenty. - Zaśmiał się nerwowo.
- Eksperymenty? - Wytrzeszczył gały, poczuł, że przewraca mu się w żołądku...czy wszyscy w tym wymiarze to świry bez ludzkich odruchów?!
- Taaa...ona fascynuje się istotami z innych wymiarów, ale jest tu uziemiona bo współpracowała z "Podziemiem", potem chlapnęła ozorem o kilku starych towarzyszach, więc ci u władzy dali jej żyć, ale ma zakaz opuszczania kraju...mimo, że jest kablem można jej zaufać, można powiedzieć, że jest spoko, nas na pewno nie wyda, może nawet ja polubisz...a uwierz, na dużo do polubienia. - Zaśmiał się perwersyjnie przykładając dłonie do swojego torsu i podkreślając to, jak spore atuty posiada owa kobieta.
Piwnooki odwrócił wzrok, kąciki jego ust uniosły się lekko.
- Przekonałeś mnie. - Powiedział cicho.
Dream Demon parsknął śmiechem.
- I spokojnie, ona nie jest jakoś specjalnie przerażająca...przypomina człowieka, radzę jej jednak nie rozzłościć bo potrafi zmienić się w prawdziwą bestię. - Wzdrygnął się, a jego twarz wykrzywiła się w grymasie przerażenia.
- "Osoba której boi się nawet Cipher? To musi być na prawdę straszna kobieta..." - Przeszło Dip'owi przez myśl.

- Bestię? Często się przy tobie denerwowała? - Usiadł na ziemi (lub raczej piachu), zaczynało się ściemniać.
Jego rozmówca wciąż stał nieruchomo, spuścił wzrok.
- Well...Ja...byłem z nią kiedyś...i no... - Odchrząknął spalając buraka. - Nie chciałbym do tego wracać... - Wsunął rękę pod swój kaptur i podrapał się po karku. - Bye the way, Pine Tree! Już od dłuższego czasu nie wieje, można by się tu zatrzymać...niebezpiecznie jest podróżować po pustyni nocą... - Zmienił temat.
- A co? jesteśmy w świecie minecraft'a? - Zachichotał.
- Nie...co to jest? - Zadał pytanie z powagą na twarzy. - Nie słyszałem o takim wymiarze...ale to raczej niemożliwe byś wiedział coś o czym ja nigdy nie słyszałem. - Nadymał policzki.
Pines przez chwilę milczał lustrując Billa wzrokiem, po czym wybuchnął maniakalnym śmiechem, z jego oczu lały się łzy, przetarł oczy dłonią i widząc zdziwioną minę Billa wydusił z siebie odpowiedź.
- N-nie! Minecraft to jest taka gra! Dość popularna na Ziemi...tworzysz tam własny świat, walczysz z potworami, zdobywasz doświadczenie itp. - Zaczął definiować gierkę. - W nocy jest w tym świecie niebezpiecznie i pojawiają się w nim różne monstra. - Gestykulował dłonią by pomóc złotookiemu w zrozumieniu tego.
- Więc to zabawa w Boga? Czy to nie jest według ludzi niehumanitarne? - Zrobił dzióbek nie ogarniając o co dokładniej chodzi chłopcu, a to, że ten machał ręką na prawo i lewo dodatkowo go dezorientowało.
- To tylko gra, nic w jej świecie nie jest prawdziwe. - Powtórzył.
- Ah! Rozumiem...symulacja! - Przyłożył palec wskazujący i kciuk do podbródka.
- Można tak to ująć. - Uśmiechnął się pół-demon. - Tak a propos...jak myślisz, co z tamtą kobietą i żołnierzami? - Spoważniał, ostatnio musieli przed nimi uciekać przez miasto, Bill zdecydował się na podróż przez pustynię bo drogi blisko miasteczek i miejskich dżungli były dla nich problematyczne.
- Amiherie nie odpuści tak łatwo, jej "psy gończe" są niezawodne...dlatego musimy jak najszybciej dotrzeć na miejsce. Do Lighty... - Wyciągnął w jego stronę dłoń, ten zawahał się, w końcu podał mu, swoją jedyną, lewą rękę i wstał z jego pomocą.
- Czyli nie będzie przerwy. - Westchnął. - A sam ja proponowałeś. - Wyszczerzył kły.
- Rozmyśliłem się Pine Tree.
Dipper spodziewał się takiej odpowiedzi.
- Masz kobiece humorki. - Stwierdził żartobliwie.
- Może i tak, a ty jesteś niewyżytym nastolatkiem, więc mnie nie oceniaj, jednoręki. - Pstryknął go w nos, a ten zacisnął zęby.


- Ale mnie irytujesz...Panienko z okresem. - Jęknął.
- I Vice Versa...czekaj...CO?! Odwołaj to! - Pisnął podminowany.
- Nigdy! - Wystawił mu język.
- Ah tak? W takim razie nie ma zmiłuj! - Pociągnął go za sobą.
- H-hej! - Zawołał zaskoczony nagłym ruchem ze strony "dwudziestoparolatka".
- Hmm? - Spytał wciąż biegnąc przed siebie trzymając go za rękaw.
- Zostawiłeś tam swój szalik! - Prychnął.
- Bywa. - Odwrócił się i posłał mu uśmiech, ten się zaczerwienił.
- Niech ci będzie...ale mogą nas po nim wykryć! A to mi się nie uśmiecha... - Powiedział zdenerwowany jego lekkomyślnością.
- Wyluzuj, na tym polega zabawa, Pine Tree! - Zaśmiał się dziecinnie i mrugnął do niego, ten mimowolnie mu zawtórował.

***

Trzynastoletnia dziewczyna otworzyła oczy, wszystko ją bolało...w okół było ciemno, nie mogła się ruszyć.
- Gdzie ja...jestem? - Jęknęła do samej siebie, chciała wstać, ale nie mogła.
- Nie radzę ci się przemęczać...z tego co słyszałem jesteś częściowo sparaliżowana, zbędny wysiłek tylko ci zaszkodzi. - Usłyszała męski, zmęczony głos, spostrzegła, że jest zamknięta w celi, a ktoś siedzi na ziemi na przeciw niej.
- Kim jesteś? - Spytała z ledwością.
- Hmm...znają mnie pod różnymi imionami...ale ty znaj mnie jako Stanforda, Stanforda Pines'a.