czwartek, 30 lipca 2015

Rozdział 7 - Umowa?

"Dawniej istniała jedynie ciemność, bez kształtu...bez emocji.Lecz czas wszystko zmienia, lata kształtowania tej nicości przemieniły ją w wszechobecną energię, moc tworzenia.W przeciągu następnych tysięcy, a nawet milionów lat stworzyła ona wszechświat, a na jego czele postawiła Słońce, zwane inaczej niebem, to właśnie ono stało się klejnotem koronnym istnienia.", czytał Dipper.

-Same bzdury.-Zimny dreszcz przebiegł wzdłuż kręgosłupa chłopca gdy zorientował się, że ktoś zagląda mu przez ramie.Odwrócił wzrok.

-Tak, Grunkle Stanku?-Zaśmiał się nerwowo, czuł, że ma przechlapane.

-Powinieneś brać się do roboty, zamiast czytania tych dennych książeczek, w których nie zapisano słowa prawdy.-Stwierdził poprawiając okulary.Dzieciak westchnął i zamknął tomiszcze.

-Wujku?Czy gdybyś chciał coś zdobyć, tak...bardzo, to czy, no, sam nie wiem...zawarłbyś pakt?-Przełknął gulę która powstała w jego gardle.

-Nigdy.Wolałbym sam poszukać odpowiedzi, nie ważne jak trudne byłyby poszukiwania, niżeli zdobyć ją łatwo, a za wielką cenę.-Odparł jakby od niechcenia.

-Och...to świetnie!-Uśmiechnął się sztucznie dwunastolatek.

-Więc powiedz mi, co zaproponował ci ten jednooki wymoczek?-Szatyn skrzywił się, Stan był zbyt bystry.

-Nic, po prostu pytam.-Nie potrafił kłamać lecz próbował.

-Nie jesteś ze mną szczery, a może to ty chcesz go wezwać?-Zmarszczył brwi, a kilka jego siwych włosów opadło mu na nos.po chwili roześmiał się i poczochrał bratanka po głowie.-Że też mi odbija na starość!Nie jesteś aż tak głupi by się zgodzić na układy z nim!Prawda...?Tak czy inaczej, ufam ci, Dzieciaku i mam nadzieję, że nie popełnisz błędu.-Chłopak mógł odetchnąć z ulgą, koniec końców wiedział, że pakt z Billem był ostatecznością ...bo gdy raz się go zawrze - nie ucieknie się od niego, jego złamanie ma cenę, a tą cena jest życie.

Tego dnia chata była wyjątkowo zatłoczona, Wendy, Dipper i Mabel ledwo wyrabiali się z robotą, jednak Stanford był zadowolony z biegu wydarzeń.Gdy zamykali zaczął liczyć pieniądze, postanowił wynagrodzić bratanką ciężką pracę, zabierając ich na kolację do Lazy Susan, ruda zabrała się z nimi.

Naleśniki z syropem klonowym były jak zwykle pyszne, bliźniaki, Wandy i Wuj zajadali między rozmowami.Rudowłosa przyznała, że wepchnęła jakiemuś naiwniakowi swoje stare skarpetki, wmawiając mu, że to dar od "Skarpetkowego Skrzata", wszyscy wybuchli śmiechem.

-...a on wtedy wytrzeszczył gały tak mocno!Myślałam, że zaraz wylecą mu z orbit!-Dławiła się kęsami jedzenia.

-Jak on mógł w to uwierzyć?Naiwniak!-Zarechotał sześćdziesięciolatek, a Mabel i Dipper mu zawtórowali.Dziewczyna odziana w różowy sweter z pomarańczowymi elementami i wzorkami pod pretekstem, "przypudrowania noska" popędziła do toalety.

Weszła do małego pomieszczenia w którym mieściły się trzy kabiny, umywalka i ogromne lustro.Spojrzała w swoje odbicie, za nią znajdowała się środkowa kabinka, jej drzwi otworzyły się na oścież.W środku, , na zamkniętej klapie siedział nie kto inny jak...Bill.Dziewczyna zrobiła pół piruet w miejscu by spojrzeć mu w twarz.

-Co ty tu robisz pajacu?!-Chciała rzucić mu się na szyje.

-Shooting Star!Jak zwykle urocza!-Zaśmiał się perliście.Zwykle misternie ułożone włosy, teraz opadały na jego twarz, co dodawało mu "zwierzęcego uroku". Złote oko zabłyszczało przez sekundę błękitem.Demon wstał i podszedł do zdenerwowanej małolaty.Gdy zbliżył swoją dłoń do jej policzka ta odepchnęła ją i kopnęła go w krocze.Mężczyzna jęknął cicho i upadł na kolana by dostać od niej z liścia w twarz.

-Nie ładnie, My Pet.-Podkreślił ostatni wyraz.

-"Pet"?Wolne żarty!-Zadrwiła.Zauważyła, że jej przeciwnik stał się czerwony, jego ślepie, teraz promieniste, wyrażało furię.Toaleta zapłonęła niebieskim ogniem.Szatynka pisnęła tylko gdy zobaczyła, że drzwi zniknęły.Wszystko zadrżało, Mab zacisnęła powieki, gdy otworzyła oczy znajdowała się w...francuskiej restauracji na wieży Eiffla, siedziała przy stoliku na przeciw złotowłosego.

-Zabrałeś mnie do...Mindscape'u?-Syknęła.

-Owszem, chciałem z tobą spokojnie porozmawiać.-Wytłumaczył.

-Czy ty zdajesz sobie sprawę, z tego jak bardzo cię nienawidzę?-Uśmiechnęła się ze wstrętem.

-Ranisz mnie, mógłbym ci przecież dać wszystko czego zapragniesz!-Udał, że zabolały go jej słowa.

-Za cenę duszy, ciała, a może śmierci moich najbliższych?-Zaśmiała się zirytowana.

-To tylko szczegóły!Pomyśl...mogłabyś być czczona, ubóstwiana, kochana...i adorowana.-Zamruczał.

-Wo, wo, wo!Czekaj!Po pierwsze - jesteś dla mnie za stary o jakieś kilka miliardów lat, po drugie...powaliło cię?!Jesteśmy wrogami!Przeliterować ci to, a może wyjaśnić znaczenie?-Warknęła.

-Nie przeceniaj się, Pet.Nie chodziło mi o mnie.Nie zdajesz sobie sprawy jak prosta jest manipulacja...?Mermando, tak?-Wspomniał o dawnej miłości szatynki, syrenie, któremu pomogła wrócić do morza.Wiedział, że gdy wypowie to imię, ona zmięknie.Nie mylił się, dwunastolatka zaniosła się płaczem.

-Dobrze wiesz, że on ma zonę!-Wydusiła, a ten objął ją i poklepał pocieszająco po plecach.-I kocha ją...-Dodała by nie było wątpliwości.

-To da się zmienić, potrzebuję jedynie kropli twojej drogocennej krwi, daj mi ją, a spełni się twój najskrytszy sen...on będzie miłował ciebie, a nie ją...-Kusił załamaną nastolatkę.

-N-na prawdę?-Wydukała przez zapchany nos.

-Tak...czy ja bym cię okłamał?Takie biedne, niewinne dziecko?-Miał ochotę się zaśmiać gdy to mówił.-To stanie się pojutrze...będziesz wiedziała o jakiej godzinie i w jakim miejscu.Tam udzielisz mi ostatecznej odpowiedzi Shooting Star.-I zniknął, tak samo szybko jak się pojawił.Mabel otrząsnęła się, znów była w zwyczajnej łazience...wróciła do reszty, musiała to wszystko jeszcze raz przemyśleć...

***

W koszmarach Dippera także pojawił się Dream Daemon.Zaproponował chłopcu odpowiedzi na pytania względem autora dziennika i mitycznych stworów zamieszkujących te ziemię.

-A wiec jednak nie powiedziałeś mi prawdy, tam w piwnicy.-Domyślił się chłopak z ponurym uśmieszkiem na twarzy.-Byłem taki głupi...

-Myślałeś, że udzieliłbym komuś tak istotnych informacji za darmo?Nie rozśmieszaj mnie!Pojutrze.Będziesz wiedział gdzie i kiedy.Nie spóźnij się, Little Pine Tree.Zbyt wiele od tego zależy.-W tej samej chwili sen dwunastolatka został przerwany przez jego własny krzyk.

-Zobaczymy Cipher.-Szepnął.Teraz był pewien, że ufanie temu potworowi to największy błąd...