sobota, 27 lutego 2016

Rozdział 9 - Historia Lubi Się Powtarzać (Finał, część 2 z 5)

Minęło już kilka godzin, Bill wciąż kręcił się po pokoju co chwilę spoglądając to na portal, to na rannego Dippera.
- Więc mówisz, że byłeś jako dziecko niewolnikiem...po czym zostałeś wykupiony przez bogatego lorda, który cię torturował za niewykonanie najdurniejszego polecenia...? - Chciał się upewnić młody Pines, przygryzając dolną wargę uderzał pięścią o swoją stłuczoną łydkę, mimo tego, że Bill mógł kłamać historia była tak fascynująca! - Gdybym tylko miał jakiś notes...powstałaby najbardziej ekscytująca biografia świata! - Stwierdził.
- Sądzisz, Kid? - Uniósł lewą brew złotowłosy.
- Jak najbardziej! A...co było potem? - Podniecenie chłopca rosło z każdą sekundą, niemal zapomniał o swoich problemach, to było tak...wspaniałe! Przypominało mu się dzieciństwo, gdy matka czytała mu i Mabel niesamowite historie o potworach, rycerzach, czarownikach...ale nie...jednak to było coś zupełnie innego! Wtedy wiedział, że to tylko bajki, a tą historię ktoś przeżył, prawie na pewno, na prawdę!
- Po wielu latach upokorzeń i pokornej służby, mojemu "Panu" zachciało się podróży na front, pragnął pozabijać wrogów narodu, skąpać się w ich cząsteczkach duchowych...ja zostałem w rezydencji z innymi niewolnikami i służbą, miałem wtedy okazję do ucieczki... - Przysiadł na chwilę na gruzie i westchnął.
- Udało ci się za pierwszym razem? - Szatyn wpatrywał się w demona jak w obrazek, obraz namalowany krwią dziewic i łzami sierot, Dipper aż miał ochotę go spytać, czy nie pożyczyć mu ołówka...bo taki właśnie był Bill, emanowała od niego nienawiść, cierpienie, furia i pogarda.
- Tak...za pierwszym razem...nikt nie przejąłby się przecież jednym z setek niewolników! - Zaśmiał się bez krzty radości. - Uciekłem do kryształowych lasów nieopodal stolicy mojego kraju...spędziłem w tej głuszy kilka dobrych miesięcy...w końcu napotkałem grupkę "ludzi", byli to rebelianci, jeden z nich złapał mnie za rękę i zaczął biec za resztą, wyrywałem się, dopiero po chwili zrozumiałem, że mnie uratował...nie zostawił mnie gdy akurat przejeżdżał tamtędy patrol...i tak przyłączyłem się do rebelii...byłem mały, najmłodszy z nich, szybki i zwinny, kradłem dla nich broń, pożywienie i materiały, do tego fachu pasowałem wręcz idealnie! - Zaczął wpatrywać się w swoją prawą rękę, pstrykał palcami ze znużeniem.
- Wow... - Wydusił piwnooki. - Nie wyglądasz mi jednak na rebelianta... - Skomentował z wrednym uśmieszkiem szykowny ubiór Dream Demona.

- Cicho tam... - Wystawił mu język mężczyzna i kontynuował opowieść. - Tak minęło, w przełożeniu na wasze, pięć kolejnych lat mojego życia...tamtego dnia kończyłem moją przysłowiową "siedemnastkę", moim prezentem było...obrabowanie największego magazynu z bronią w całej krainie! - W jego oku pojawił się blask wspomnień, złych wspomnień. - Ale...coś poszło nie tak...żołnierze to przewidzieli, wpadliśmy w zasadzkę, czworo naszych zostało zabitych na naszych oczach...i zanim spytasz - tak, miałem wtedy OCZY, to prawe straciłem później Pine Tree. - Wymruczał Cipher zirytowany pytającym spojrzeniem dzieciaka.
- A jak je...straciłeś? - Odwrócił wzrok szatyn, to było krępujące pytanie.
- Ja...do tego zmierzam. - Odrzekł. - Po tych wydarzeniach wpadłem w ciężką depresję, nie byłem w stanie nic z siebie wykrzesać, wtedy zaczęli ginąć inni z mojej grupy. Wziąłem się za siebie jednak straciłem dawną formę, nie miałem kondycji...zostałem złapany przez moich wrogów i... - Nie było mu dane dokończyć zdania.
- Bill Cipher! - Usłyszał od strony portalu, spojrzał tam i ujrzał...kilku żołnierzy, wielu przechodziło jeszcze przez portal, po chwili grupka była pięciokrotnie większa. Demon odskoczył jak poparzony.
- Skąd wy się tu...Skąd tu strażnicy uniwersów? - W jego oczach lśniło przerażenie, cofnął się jeszcze o kilka kroków, stał teraz po lewej stronie Dippera.
- Cipher? Kim oni są? - Wciągnął gwałtownie powietrze Dip gdy przez jego ciało przeszła fala bólu, złapał się za ranę na brzuchu, do której przylepił się boleśnie materiał koszulki, zaczęła się toczyć ropa zmieszana ze szkarłatną posoką.
- Ktoś kogo nie powinieneś był spotkać nigdy w swoim żałosnym ludzkim życiu...na prawdę masz pecha...Przy nich...ja jestem milusi jak owieczka...- Syknął o mało co nie dusząc się podczas wypowiedzi. - Ty coś o tym wiesz...co nie? - Zarechotał.
- Dupek...Dobra, wystraszyłem się...no proszę,
czyli jest coś straszniejszego niż niedoprawione dorito!- Zrobił dzióbek.
- Serio? W takiej chwili? - Skomentował demon napinając mięśnie pleców.
- A będę miał inną okazję...? - Odparował Pines marszcząc nos.
- Nie sądzę...więc jeśli masz mi coś do powiedzenia streszczaj się... - Zacisnął powiekę Bill gdy zauważył, że przywódca grupy żołnierzy celuje w niego bronią w milczeniu.
- Bill, znamy się od dawna i sądzę, że powinienem być szczery...ty jesteś dla mnie...skończony. Zniszczyłeś mi życie ty głupi Illuminacie! A miałem szansę iść na Harvard! - Pisnął Dipper powoli wstając mimo przeszywającego go bólu, oparł się o jakąś gumową rurę, z której wystawała plątanina kabli po czym kopnął zdezorientowanego demona w kostkę.
- Au! A to za co?! - Wrzasnął Bill, żołnierze patrzyli na tą scenkę, niektórzy z irytacją, inni z rozbawieniem, ich kapitan wydawał się być zniecierpliwiony, jakby czekał na koniec kłótni.
- Jeszcze pytasz za co?! To wszystko twoja wina! Bo nie mogłeś być dobry! Czemu nie?! Po co ci to wszystko! W twojej głowie rozjaśniał kiedyś pomysł "Zniszczę sobie życie jakiegoś dziecka i przy okazji jego świat, bo czemu nie" i bam! Mówisz masz! - Jego usta zwęziły się w cienką kreskę.
- Tak, dokładnie! Obmyśliłem to przy jedzeniu płatków! - Machał rękami złotooki spoglądając z wyrzutem w oczy Dippera.
- Nie chciałbym przerywać tej, jakże uroczej rozmowy panowie,
ale mam pewne zadanie. - Odchrząknął Strażnik odziany w srebrny kombinezon, maskę ochronną i kilka pasów z bronią, w prawej dłoni dzierżył błękitny fikuśny przyrząd wycelowany prosto w twarz Ciphera. - Zostało zgłoszone, że w tej lokalizacji PONOWNIE został uruchomiony portal między-wymiarowy z rąk Billa Mischiefa Ciphera poszukiwanego w czterech uniwersach za : sianie chaosu, propagandy, pranie umysłów, morderstwa i...królobójstwo. Niezła lista Bill. - Przyznał z powagą na twarzy ukrytej pod maską.
- Thanks, Old Friend. - Odrzekł z udawanym szacunkiem odwracając się w stronę strażników.
- Ty mi tu nie "friendój" ścierwo, miałeś zakaz opuszczania wymiaru więziennego, jednak zrobiłeś to ponownie.
- Zostałem tu przywołany, miałem zgodną z prawem transakcję, w czym macie więc problem...waż rząd nie powinien przejmować się polityką wrogich państw...? - Spytał uszczypliwie, Dipper skojarzył go z prawnikami, których można zobaczyć w TV, posługujących się zwięzłą mową, znających najdrobniejszy druczek w kodeksie i posiadających ciętą ripostę na każdą okazję.
- Nie dostałeś zezwolenia na otworzenie tego portalu. - Rozwiązał stworzoną przez Billa pętlę w sekundzie żołnierz.
- Ach tak...Jest jeden problem, nie ja uaktywniłem ten portal. - Zmroził rozmówcę wzrokiem, jego tęczówka była teraz całkowicie czerwona, a twarz zaróżowiła się, tracił cierpliwość. - Zrobił to niejaki Stan Pines.
- Za twoim pośrednictwem, poza tym wyczuliśmy twoje cząsteczki duchowe, nie da się przegapić takiego smrodu. - Dipper mógłby przysiąc, że przeciwnik Billa uśmiechał się pogardliwie pod maską, zdradzał to ton jego głębokiego głosu.
- Ach tak? Wybacz mi to niedopatrzenie, następnym razem zatuszuję moją "zbrodnię" lepiej Psie Gończy. - Warknął Cipher, szatyn nie śmiał się odezwać, jednak wszystko w nim wrzeszczało by to powiedział.

- Cholera, no to już po nas...