poniedziałek, 11 kwietnia 2016

Rozdział 10 - Historia Lubi Się Powtarzać (Finał, część 3 z 5)

- Nie macie jak uciec, Cipher i wszyscy, którzy mieli bezpośrednią styczność z projektem zaginania czasu i przestrzeni zostaną aresztowani i wywiezieni do Nowej Generacji Więzienia Amsessae, gdzie przeprowadzi się na nich zabieg wyrywania pamięci, po którym dokonana zostanie egzekucja publiczna. - Demon spojrzał w stronę, z której dochodził głos, głos niezwykle piskliwy i irytujący.
Spośród żołnierzy wyłoniła się smukła kobieta, bez zbroi.
Była ubrana w dziwny sposób, prawie wszystko odsłaniający...jakby było co! Jej ciało pokrywały odłamki jakby...kryształu górskiego, wydawało się, że gdyby ktoś próbował ją dotknąć mógłby się nieźle pokaleczyć, miała złoto-fioletowe wyłupiaste oczy i długie do ziemi szmaragdowe włosy.
- Czekajcie, że co?! Egzekucja? Przecież ja próbowałem temu zapobiec! To on chciał wykorzystać portal! Rozumiecie? Dipper DOBRY, Bill ZŁY! - Zaczął panikować szatyn, nie mógł uwierzyć, że przez jednookiego to wszystko się skończy w ten sposób.
- Nie pomagasz młody, oni cię nie posłuchają...ta sztywniara to Amiherie Otosvyes, taki...mega prawnik...czyste zło. - Szepnął blondyn.
- Prymitywna ludzka istoto, jak śmiesz zwracać się do mnie takim tonem? Wiedziałam, że na tej planecie formy życia są nawet za głupie na niewolników, czy też barbarzyńców...ale teraz widzę, że nie dorastacie inteligencją robalom kopalnianym. - Parsknęła niezwykle irytującym śmiechem, Dip miał ochotą jej przywalić prosto w pysk.
Wycelowała w Dippera jednym ze swoich szponów i mruknęła coś pod nosem, on wydał z siebie nieludzki krzyk, poczuł jakby każdy skrawek jego ciała przeszywały rozżarzone ostrza.
- Wait! Wait Ami! - Krzyknął Dream Demon. - PRZESTAŃ! Nie można używać energii 7 stopnia do tortur na prymitywnych formach życia! To niepoprawne! Nawet ja tak nie robię! - Zaczął wrzeszczeć, ale ona go nie posłuchała, kontynuowała swoje zabawy (jakkolwiek nie miałoby to zabrzmieć)...Złotooki nie mógł nic zrobić, gdyby złapał Pines'a za rękę mógłby zostać ogłuszony, a wtedy nie ochroniłby ani jego, ani siebie...to byłoby jakby porażenie prądem, nie mógł, nie potrafił się przemóc...ale w takim tempie dwunastolatek by... - Proszę, przystań! - Z jego oka lały się łzy. - Ja oddam wam moje drugie oko...wiem, ze go chcecie...jeśli go zostawicie to ono będzie wasze, tak jak moje życie! - Po tych słowach wszyscy patrzyli na niego w osłupieniu, Dipper opadł na ziemię gdy kobieta zaprzestała znęcania się, nie mógł z siebie wydusić słowa, ale jego usta niemo wyszeptały "Nie!".
- Skoro tak to, Panowie, zakuć go w kajdany...! - Nakazała Otosvyes.
Bill uśmiechnął się chytrze i rzucił się na ciało chłopca, które ledwo utrzymywało w sobie jego duszę, przerzucił je przez ramię i z niesamowitą prędkością wskoczył do portalu.
- STAĆ! ZATRZYMAĆ GO! - Mała grupka wojowników wycelowała w niego swoje karabiny, nie zdążyli...ostatnim co po nim pozostało był odbijający się echem od ścian okrzyk "Niczego nie żałuję!".
- CIPHER! - Przywódca straży odwrócił się w stronę swojej "przełożonej". - To Pani wina! Gdyby nie Pani zabawy już dawno schwytalibyśmy tego zdeprawowanego opętańca! - Burknął.
- Strażniku, to istna niesubordynacja! Jesteś tylko wojownikiem, brak ci rozumu naukowca czy osoby obeznanej z prawem więc proszę o zaprzestanie tych... - ucięła zdanie - niezwykle irytujących uwag. - Odwróciła się do niego plecami. - A ja nie spocznę puki on żyje...

***

Dipper otworzył oczy, promienie słońca parzyły jego skórę, było niezwykle gorąco, ale dało się to znieść.
Ziewnął przeciągając się.
- Więc to był tylko sen? - Uśmiechnął się, ale po chwili zauważył, że nie jest w swoim pokoju tylko w jakimś zrujnowanym pomieszczeniu, było zbudowane z nieznanego materiału przypominającego kruszący się bursztyn, po podłodze porozrzucane były różnego typu urządzenia, a sama posadzka wydawała się być brudna jakby ktoś wylał na nią wiadro z błotem.
- O, Śpiąca Królewna w końcu się wybudziła! - Usłyszał znajomy głos, jednak nie był z tego zadowolony.
- Cipher, gdzie jes... - Nie dokończył pytania, gdyż ktoś już wlewał mu do gardła ciepły płyn.
Pines zakrztusił się.
- Pij... - Nakazał demon gdy ten przestał kaszleć, wepchnął mu do lewej dłoni kubek, no właśnie...lewej... - Musisz odzyskać siły...nie zdołałem uratować twojej prawej ręki... - Wskazał palcem na zabandażowany kikut odrobinę przesiąknięty krwią z ropą.
Piwnooki wciągnął głośno powietrze.
- Ale ja nie czuję bólu...jak to możliwe? - W jego oczach lśniły łzy.
- Lekarstwa przeciwbólowe z mojej ojczyzny... i Trochę mojej krwi...była potrzebna transplantacja, a nie było innego dawcy...Moja krew powinna cię zabić, ale jakimś cudem wytrwałeś...Może dlatego, że nie jesteś do końca człowiekiem? - Wzruszył ramionami.
Młodszy z rozmówców zacisnął zęby...to było straszne, ale lepsze od śmierci w Międzygalaktycznym więzieniu dla największych przestępców, zauważył, że innowymiarowiec nie ma na sobie złocistych, eleganckich ubrań tylko czarny, skórzany (tak przynajmniej wyglądał) płaszcz z kapturem i coś na wzór kimona...nosił ciężkie, żelazne buty, a zamiast opaski, jego oko było zabandażowane szarą, podartą szmatą.
- Gdzie jesteśmy? - Powtórzył pytanie Pines popijając bezsmakową, wrzącą ciecz o zapachu jęczmienia i kolorze denaturatu.
- W moim starym domu...a właściwie w ruinach...Portal przeniósł nas tutaj z mojego rozkazu, tu nikt się nie powinien zapuszczać...to zgliszcza.
- Oh... - Chłopiec zacisnął palce lewej dłoni na glinianopodobnym naczyniu, wpatrywał się w resztki napoju, widział odbicie swoich oczu, jedno z nich było czarno-złociste...- Czemu? Mogłeś uciec...a teraz masz mnie na karku, będę cie spowalniał i w dodatku musiałeś mi oddać swoją krew...i stwierdziłeś, że nie jestem do końca człowiekiem...Nie łapię, dlaczego? - Zamknął oczy i położył się z powrotem na miękkim materiale..to były chyba futra zwierząt, albo stare ubrania...


- Nie mógłbym...nie mógłbym zostawić potomka Alishy... - Odwrócił wzrok, teraz patrzył przez framugę okna na pomarańczowe niebo, na którym wisiały dwa słońca otoczone małymi gwiazdami, małymi z tej perspektywy. - A co do krwi, gdyby nie ona nie mógłbyś znieść stężenia cząsteczek duchowych, już ci o tym wspominałem, niestety zostały po tym skutki uboczne, spałeś dwa tygodnie, a zacząłeś się zmieniać kilka dni temu... - Zbliżył się do chłopaka i zaczął badać wzrokiem jego twarz, położył dłoń na jego podbródku, a drugą otworzył jego usta, widać było, że zęby są spiczaste, jak u demona. - No cóż...małe różnice...masz jedno demoniczne oko, kły i sczerniałe włosy...nic nadzwyczajnego...gdyby coś się nie udało to mógłbyś nawet pokryć się łuską. - Zaśmiał się, ale Dipowi nie było do śmiechu.
- Szczerzę cię nie znoszę... - Jęknął.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz